26-letni Kurd Miran Karim Habib, poszukiwany przez rodzinę i polskich aktywistów od wiosny ubiegłego roku, zmarł w Białorusi. Jego ciało wróciło do irackiego Kurdystanu, w czwartek (8 czerwca) zaczęły się uroczystości pogrzebowe.
Policja nie chce przyjąć zgłoszenia o uchodźcy. Muszą mieć imię ojca zaginionego, bo "program nie przyjmie".
Kryzys na granicy polsko-białoruskiej. W mężczyźnie nagrywanym przez polskich żołnierzy, jak zwisa głową w dół z granicznego płotu, a potem spada z wysokości 5,5 metra, kurdyjska rodzina rozpoznała swojego krewnego, który na polsko-białoruskiej granicy zaginął w listopadzie. Straż Graniczna twierdzi jednak, że człowiek ze słynnego już filmu wideo był Egipcjaninem i odmawia informacji zrozpaczonym bliskim.
W listopadzie ubiegłego roku aktywiści uratowali pod Narewką 16-osobową kurdyjską rodzinę. Prawie wszyscy są już bezpieczni w Europie, tylko samotna mama z dwójką synów - nie. Dziś (13.09) wieczorem Straż Graniczna zamierza ich deportować do Kurdystanu. Na Okęciu protestują przeciwko temu obrońcy praw człowieka.
Nie komendant SG z Białegostoku, ale z Białej Podlaskiej, dokąd przeniesiono kurdyjskie rodziny z chorymi dziećmi, zdecydował o zwolnieniu jednej z nich ze strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców. 10-letni Wlat, który wymaga całodobowej opieki, jego rodzice i rodzeństwo nie będą już oglądać świata zza krat.
Zadam pytanie wszystkim dwulicowym ludziom, którzy teraz obnoszą się ze swoją humanitarną postawą. Czy jeśli bylibyśmy ukraińskimi psami, kotami albo ptaszkami, nie podeszlibyście do nas z szacunkiem, nie podali jedzenia, nie udzielili schronienia? Hipokryci!
14 dni i nocy staliśmy u bram polskiej granicy. Potem w obozie schudłem 10 kg. Spałem na własnych kościach. Gdy w dżungli złapała nas Straż Graniczna, było mi już wszystko jedno.
Ośmioletnia Sita i jej siostra nie rozumieją, dlaczego nie mogą pójść na spacer, do szkoły. Dziesięcioletni niepełnosprawny Wlat wymaga całodobowej opieki. Te dzieci od dwóch i pół miesiąca tkwią w strzeżonym ośrodku, pilnowane przez polskich strażników granicznych.
Po 35 dniach wycieńczającego strajku głodowego 10 cudzoziemców, od miesięcy przetrzymywanych w strzeżonym ośrodku w Lesznowoli, postanowiło zakończyć tę formę protestu. Nie chcą dalej narażać swojego zdrowia: - Widzimy, że Straż Graniczna woli nas mieć martwych. Nie chcemy dać im wygrać w ten sposób.
Przez strzeżone ośrodki dla cudzoziemców przetacza się fala protestów. W Lesznowoli 10 Kurdów głoduje już od miesiąca, dwóch zabrano do szpitala. Protestujący przekazują, że straż graniczna wpuściła do nich przedstawicieli dyplomatów z Iraku - kraju, z którego uciekli przed prześladowaniami - by nakłaniali ich do powrotu. Natomiast odmawia wstępu psychotraumatologowi.
Od 4 maja trwa strajk głodowy uchodźców zamkniętych w strzeżonym ośrodku dla cudzoziemców w Lesznowoli. Do dziś wytrwało w nim 10 mężczyzn - najbardziej zdesperowanych. Wśród nich - ojciec 15-latka, mieszkającego w Niemczech, czy działacze prokurdyjskiej, sekowanej w Turcji partii.
Kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Po opróżnieniu przez Białorusinów tzw. centrum logistycznego w Bruzgach na pograniczu rozgrywają się dramaty. Codziennie rodziny z dziećmi, osoby chore i niepełnosprawne błagają o pomoc. Teraz 16-osobowa grupa Kurdów utknęła na bagnach w okolicy Siemianówki.
Łatwo nam było kibicować Kurdom, którzy kilka lat toczyli nierówną, heroiczną walkę z reżimem syryjskiego okrutnika Bashara Al-Assada i Turkami. Kurdowie, naród bez państwa, wyjątkowo często zdradzany przez sojuszników, walczyli również w naszym imieniu: to również dzięki ich bohaterskiej postawie tzw. państwo islamskie na terenie Syrii przestało istnieć.
Najprawdopodobniej wychłodzenie było przyczyną śmierci około 20-letniego Syryjczyka, którego ciało w piątek (12 listopada) znalazł niedaleko polsko-białoruskiej granicy jeden z pracowników zakładu usług leśnych.
"Moje serce przepełnia strach o to, co mogło się stać z grupą uchodźców, którzy od ponad dwóch tygodni są porzuceni na granicy, w dziczy, w temperaturach poniżej zera" - w dramatycznym liście otwartym pisze Murad Ismael, działacz na rzecz praw Jezydów. W grupie, o którą się lęka, są co najmniej trzy dziewczynki wywiezione wraz z rodzinami do lasu spod strażnicy w Michałowie.
Można ostrożnie założyć, że im się tym razem udało. Malutki Mir, który wczoraj świętował pierwsze urodziny, wraz z bliskimi nie został wywieziony na granicę. Dwa małżeństwa irackich Kurdów, z dwójką malutkich dzieci, zostały konwojem przetransportowane ze strażnicy w Michałowie do centrum rejestracji cudzoziemców w Dubiczach Cerkiewnych, a w piątek (8.10) wszczęto wobec nich postępowanie administracyjne.
"Stop tureckiej inwazji!" - pod tym hasłem białostoczanie i białostoczanki demonstrowali we wtorek (15.10) swoją solidarność z Rożawą, z masakrowanymi i wypędzanymi z domów Kurdami i Kurdyjkami
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.