Wojna w Ukrainie. Po pielmieni kijowskie, bigos lwowski czy ukraińskie pierogi, barszcz i żur już po raz drugi od piątku do niedzieli do punktu otwartego przez uchodźczynie wojenne z Ukrainy ustawiały się tłumy białostoczan i białostoczanek. - Nie chcemy siedzieć bezczynnie i rozmyślać o wojnie. Chcemy zarobić na swoje utrzymanie w Polsce - tłumaczy jedna z Ukrainek oferujących te specjały.
O akcji dowiedziały się z internetu. Do działania nie trzeba było ich namawiać. Kilkanaście uchodźczyń z Ukrainy i ich dzieci w sobotę (9 kwietnia) sprzątało to, czego białostoczanie "zapomnieli" zabrać po wizycie w Lesie Zwierzynieckim.
- Pierwsze panie przyjechały z dwiema reklamówkami. W tej chwili jesteśmy jak rodzina - właścicielka hotelu bierze na ręce uśmiechniętego Saszkę. On do niej mówi "babciu".
- Powinniśmy rozważyć, na ile mamy przestrzeni w sobie, żeby z ciepłem, spokojem i uważnością przyjąć tę osobę z tym, co ona przynosi. Bo sposoby manifestowania się traumy i kryzysu mogą być bardzo różne - o niesieniu pomocy uchodźcom z Ukrainy mówi psycholożka Anna Szadkowska-Ciężka.
- Nieznający mnie i mego dziecka obcy człowiek jechał przez całą Polskę i kawałek Ukrainy pod mój dom, by mnie zabrać jak najszybciej! Spotkało mnie tu bardzo dużo dobra. Ciągle jestem w szoku, że oboje z synkiem otrzymaliśmy tyle serca na każdym kroku - mówi Bożena Gorodnicka ze Lwowa. W Białymstoku zajęła się tłumaczeniem, opracowała m.in. ukraińskie napisy do polskiego filmu.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.