Gwiezdne wojny bez Jedi, walki na miecze świetlne i baśniowej otoczki? To, co brzmiało jak herezja, staje się szansą dla filmowej franczyzy: okazuje się, że odległa galaktyka pomieści sporo pobocznych historii uzupełniających sagę. Także ponurych.
Od pierwszych scen Łotr 1 wpisuje się ciekawie w krajobraz Gwiezdnych wojen? Twórcy łączą stare scenerie z nowymi, wprowadzają kolejnych bohaterów, a przede wszystkim zmieniają sposób narracji, nadając opowieści zupełnie inny ton. Wcale nie chodzi o to, że na pierwszym planie mamy kobietę ? bo Lucasfilm i Disney nie schodzą w tej kwestii z obranej ścieżki. Zasadnicza różnica polega na tym, że preludium do Nowej nadziei ma znacznie bardziej mroczny klimat, próbuje spojrzeć na pewne kwestie niejednoznacznie, nie przerysowując podziału na dobrych i złych.
Reżyser Gareth Edwards wraz z duetem scenarzystów odrzuca elementy baśni na rzecz wypchanego akcją widowiska. Dostajemy potyczki chwilami bliższe tym z frontu wojny na Pacyfiku niż batalii w kosmosie. ?Łotr 1? to kawał porządnego kina wojennego, właściwie pozbawionego mistycyzmu Mocy, opowiedzianego na serio. Co nie znaczy, że nie ma tu miejsca na smaczki dla fanów ani humor. Wręcz przeciwnie. Część nawiązań wyłapać powinna większość widzów, niektóre zarezerwowano dla grona wtajemniczonych miłośników sagi, ale udało się uniknąć przesadnych mrugnięć okiem. Jest i humor, wprowadzony bezbłędnie. Głównie za sprawą do sarkastycznego K-2SO. Ten imperialny droid, przeprogramowany, by służył rebeliantom, zajdzie za skórę Jyn Erso i spółce. Właśnie, Jyn! Bohaterka grana przez Felicity Jones przejmuje stery. Nie od razu, ale z czasem coraz lepiej jej to wychodzi. Jyn zostaje wplątana w intrygę ze względu na swojego ojca, naukowca, który posiada wiedzę na wagę złota.
Mimo pesymistycznej wizji z ekranu wiele razy padnie słowo ?nadzieja?. W końcu na nadziei zbudowana została cała Rebelia. Scenarzyści całkiem zgrabnie rozwijają w ?Łotrze 1? historię rozgrywającą się wokół zagrożenia, jakie dla ruchu oporu przeciwko Imperium Galaktycznemu stanowi Gwiazda Śmierci. Wsiadając na pokład tytułowego statku, uczestnicy straceńczej misji mają szansę na odkupienie swoich win niczym w ?Parszywej dwunastce?.
Nie ma co liczyć na zbawienie ze strony bohaterów, którzy jak Robert Lewandowski potrafią w pojedynkę uratować mecz reprezentacji bramką w ostatniej sekundzie. Moc jest we wspólnym działaniu i poświęceniu się w imię walki o pokój, przeciwstawienia się szalejącej dyktaturze. Ciekawe przesłanie na niespokojne czasy.
Szkoda więc, że choć wizualnie film trzyma świetny poziom, wypada nierówno. Na początku zdezorientowany widz zostaje zarzucony nazwami planet, potem zdarzają się przestoje, parę pomysłów na poprowadzenie bohaterów rozczarowuje. ?Łotr 1? jest przydługi ? nie da się ukryć, ale spełnia obietnice, a najlepsze momenty i tak z nawiązką rekompensują pewne wady. Odchodząc od kanonu, Edwards w jakimś sensie go wzbogaca: bo udowadnia, że wciąż jest w ?Gwiezdnych wojnach? potencjał do przenoszenia widzów w nowe wymiary. Powinniście wyjść z kina zadowoleni.
HELIOS
Wszystkie komentarze