Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Wyborcza.pl
Pontonem po mieście
Powiedzmy to wyraźnie. Rzeka Biała w centrum nie jest żeglowna. Przeszkadzają przede wszystkim kamienie i trylinka wrzucona do koryta rzeki. Jest tego mnóstwo, zwłaszcza trylinka wybitnie przeszkadza w żegludze. Nie poddajemy się jednak, bo pod jednym z mostów znajdujemy napis, który daje nam natchnienie.
Ciekawe jest za to, że tylko nieliczni białostoczanie nas zauważają. Pewien jegomość na rowerze woła na nasz widok "No ,tego to jeszcze nie grali!". Kilka osób macha ręką, ale większość mieszkańców Białegostoku na rzekę nie patrzy. Szkoda, może gdybyśmy wszyscy się trochę zainteresowali naszą Białką, wyglądałaby ona nieco lepiej.
Jedynymi ludźmi, którzy zauważają nas od razu i reagują z entuzjazmem, to białostoccy bezdomni, gromadzący się pod mostami. Są więc życzenia powodzenia, przyjazne machanie ręką, a także propozycje poczęstunku. Z żalem rezygnujemy - przed nami jeszcze kawał drogi.
Za mostami na Sienkiewicza Białka odbija nieco od centrum. Widać tam resztki jazów, które mogłyby spiętrzyć rzekę, i być może uczynić ją trochę atrakcyjniejszym elementem miasta. W końcu dopływamy do Poleskiej, gdzie musimy rozstrzygnąć dylemat - pokonać rondo dołem, czy przenosić ponton górą? Ciemny jak listopadowa noc tunel nie zachęca, ale z kolei nosić nasz dzielny statek jakoś niehonorowo. Ja zostaję przy pontonie i dumam nad tym złożonym problemem, a Marcin idzie do sklepu po bułeczki.
W końcu podejmujemy decyzję - niesiemy ponton górą. Obawialiśmy się głównie niewidocznych rur z instalacjami przeciągniętych w poprzek tunelu - w całkowitej ciemności panującej w środku mogłyby one nastręczyć sporo problemów. Ale niesmak pozostał...
Wszystkie komentarze