Rodem z Warszawy, sercem w Białymstoku. Tu wychowała setki uczniów: przed wojną, w czasie wojny i za głębokiego PRL-u. Siłaczka, która broni nie składała chyba nigdy.
Kazał im przychodzić na egzamin o 5 rano. Kto się spóźnił, liczył się z tym, że jego indeks wyląduje za oknem. A jednak studenci prof. Witolda Sławińskiego uwielbiali.
- Znałem wszystkie trzy, stworzyły unikalny świat, nie do podrobienia - opowiada w kolejnej odsłonie Akademii Opowieści historyk Andrzej Lechowski.
Maturalna klasa zawsze jest jednym wielkim szaleństwem. Dla mnie też była, mimo zyskanego wcześniej zwolnienia z egzaminów z polskiego. Nie pozwoliłam więc zrezygnować Pani Profesor z roli terapeuty - absolwentka białostockiego liceum pisze o swojej polonistce w III edycji Akademii Opowieści "Nauczyciel na całe życie" i... kolejnym dniu strajku nauczycieli.
Akademia Opowieści. 100 lat temu nosiło go po świecie. Nawet w niewoli siedział najdalej, jak chyba tylko można - u Japończyków. A jednak, gdy Polska w końcu była wolna, lekarz wojownik osiadł w Białymstoku. Na nasze szczęście. Bez niego służba zdrowia w mieście i regionie nie dźwignęłaby się tak szybko, nie powstałby też Szpital Psychiatryczny w Choroszczy. Z rozwiązaniami jedynymi w niepodległej Polsce.
W latach 30. na niedokończonej wieży umieścił napis: "Pomóżcie". Kilka lat później to on otwierał drzwi wszystkim, którzy pukali i prosili o pomoc: dzieciom żydowskim i rosyjskim, bezdomnym starcom czy żołnierzowi polskiemu ściganemu przez NKWD. Dziś, w stulecie niepodległości, o odzyskaniu wolności przypomina dzieło życia pewnego księdza.
Mógł pisać wyłącznie rozprawy filozoficzne. Mógł zarządzać rozległym rodzinnym majątkiem i go rozwijać. Ale 41-letni inżynier majątek sprzedał, zmienił swoje życie o 180 stopni i przyjechał do Białegostoku. Dziś bez jego nadzwyczajnych 500 tek trudno wyobrazić sobie historię miasta.
Przeklinam Pana i błogosławię - gdyby nie Pan, byłabym gęsią i wiodłabym łatwe życie, a tak, psiakrew, muszę się zastanawiać nad każdym czynem.
Konstanty Kosiński ją redagował, użerał się z władzami, pisał, organizował akcje społeczne, uczył... Był rok 1912, car jeszcze rządził sporą częścią świata, a energiczny dziennikarz zaczynał misję w Białymstoku.
Całe szczęście, że nie zgodziła się zostać na Uniwersytecie Warszawskim i sama się zesłała na prowincję. Prawdopodobnie bez takiej decyzji setki białostoczan w ogóle by nie przeżyły. Dziś o Doktor Irenie śpiewa nawet białostocki hiphopowiec. A Białystok zawdzięcza jej zbudowanie po wojnie niemal od podstaw lecznictwa pediatrycznego.
Bez nieznanych bohaterów - kobiet i mężczyzn - nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Mama była gościnna i uważała, że najważniejsze jest nakarmienie człowieka. W domu mogło zabraknąć wszystkiego, ale nie jedzenia. Śpiewała mi, ale nie kołysanki - po prostu piosenki. Nie znała kołysanek. To nie były też żadne ludowe melodie. Śpiewała mi: "Tiomana nocz".
Kim byłbym dzisiaj, gdyby babcia Ola inaczej zachowała się w sytuacji naszego z bratem nieudanego spotkania z obcą kobietą, która nie znała naszej mowy, choć była najbliższą sąsiadką? To pytanie do dziś nie daje mi spokoju - pisze Krzysztof Czyżewski, szef Ośrodka Pogranicze w Sejnach.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.