Happy End. w Forum
Dramat psychologiczny z elementami horroru i czarnej komedii. Zamożna francuska rodzina, tajemnice, patologie, traumy i podwójna moralność.
W "Happy Endzie" Michael Haneke wynosi sztukę autocytatu na mistrzowski poziom. Obietnicy, zawartej w tytule, zdecydowanie nie można ufać. W obliczu postępującej demencji i fizycznej degeneracji Georgesa (Trintignant w prawie-że-kontynuacji roli z "Miłości") jego córka Anne (Huppert) przejmuje pozycję dyrektora potężnej firmy budowlano-transportowej. Decyzyjna i chłodna, zmaga się nie tylko z wyzwaniami biznesowymi, ale też życiowym nieprzystosowaniem syna (Rogowski). Alkohol i bylejakość Pierre'a doprowadziły do tragedii, po której, jak zwykle, musi sprzątać matka. W rozpracowaniu wielomilionowego pozwu pomaga jej narzeczony (Jones). Wokół zajętych państwa możnych skaczą marokańscy służący Jamila (Akkari) i Rachid (Ghancy), z jednej strony traktowani po partnersku, z drugiej - pełniący poniekąd funkcję worków treningowych, a nade wszystko zamykającego wszystkim usta dowodu, że cokolwiek by się nie działo, to Laurentowie są tolerancyjni. W zalewanym kolejnymi falami nielegalnych imigrantów burżuazyjnym Calais nie jest to takie oczywiste.
Sytuacja w domu zagęszcza się jeszcze bardziej, kiedy próg mieszczańskiej fortecy przekracza Eve (Harduin), córka z poprzedniego związku drugiego syna Anne, Thomasa. Młoda dama szybko nawiązuje relację z pragnącym wyłącznie śmierci sarkastycznym dziadkiem. Co może niepokoić, jeśli weźmie się pod uwagę, że matka dziewczynki leży w śpiączce po tajemniczym zatruciu środkami nasennymi, a Eve przejawia widoczne znamiona psychopatii. Dziecko burżuazyjnych rodziców czy Dziecko Kukurydzy? Ten mały żarcik nie jest wcale absurdalny.
"Happy End" ma bardzo wyraźny gatunkowy kostium. Wybierany najczęściej przez Hanekego format psychologicznego dramatu został tym razem dosmaczony thrillerem i horrorem, dorzucono też kilka kropel satyry. Haneke znowu dłubie zardzewiałym gwoździem w ludzkim poczuciu winy, odkrywa kolejne dysfunkcje na pozór książkowej rodziny, pokazuje, co wynika z tłumienia pragnień i udawania kogoś innego przed sobą i światem. W tle unosi się słodko-gorzki zapach śmierci, ostatecznej weryfikacji, która kusi i przestrasza jednocześnie.
Reżyser zawsze wykorzystywał swoje filmy jako platformę krytyki społecznej, narzędzie tortur dla niedoskonałego ludzkiego charakteru. Tym razem jednak - mimo utrzymania charakterystycznej tonacji - całość rysowana jest grubszą kreską i ma znacznie lżejszy, momentami wręcz anegdotyczny, klimat. Ekranowa rzeczywistość jakby znajoma, w fabule splata się wiele charakterystycznych dla twórcy "Miłości" wątków, stale współpracujący z nim operator Christian Berger i montażystka Monika Willi ułożyli wszystko w świetnie rozpoznawalnym stylu.
To nie tylko "Haneke w pigułce", ale też "Haneke w wersji light", mimo ciężkiego kalibru podejmowanych tematów. Idealne, by zacząć przygodę z kinem wielkiego twórcy, dość szybko ulatuje z emocjonalnej pamięci.
Anna Tatarska
Materiały prasowe Aurora Films
W czterech ścianach życia. W Forum
Sugestywny obraz wojennej codzienności zza zaryglowanych drzwi mieszkania w stolicy Syrii.
Damaszek, wymarłe osiedle, gdzie rolę bogów przejęli snajperzy i szabrownicy. - To jest mój dom, nikt mnie z niego nie wypędzi - powtarza Oum Yazan (świetna rola Hiam Abbass). Przypomina lwicę strzegącą młodych, ale nawet ona, wydawałoby się silna i stanowcza, okazuje się coraz bardziej bezradna.
Oprócz najbliższej rodziny schronienie u kobiety znaleźli chłopak jej córki, gosposia oraz sąsiedzi z góry - małżeństwo z małym dzieckiem, których mieszkanie zostało zniszczone. Wspólnie walczą o to, by życie jakoś toczyło się dalej. Zapasy wody się kurczą, ryzykiem jest podejście do okna, o wyjściu nie ma mowy - na pewno nie przed zmrokiem. O zagrożeniu przypominają odgłosy bomb i wystrzałów brutalnie burzące nadzieje na lepsze jutro.
Cztery ściany, w których mieli czuć się bezpiecznie, stały się dla bohaterów więzieniem. Kamera podąża za nimi w labiryncie pomieszczeń wprowadzając widza w niepokojący stan wyrażony oryginalnym tytułem filmu (trudne, jeśli w ogóle możliwe do przełożenia na polski "Insyriated"). Stan permanentnego, powszedniejącego poczucia strachu i osaczenia, w jakim tkwią.
Philippe Van Leeuw zdecydował się zabrać głos po kilkuletnim milczeniu od swojego reżyserskiego debiutu. Wówczas opowiedział o ludobójstwie w Rwandzie, tym razem przygląda się koszmarowi Syryjczyków. Oglądamy jeden dzień spośród wielu, błędne koło wydarzeń, które pozostawiają po sobie blizny, także te psychiczne.
Dynamikę relacji pomiędzy postaciami i całą dramaturgię ustawia tu scena z początku filmu, której świadkiem jest gosposia. Dbając o realizm, reżyser pozwala lokatorom na chwile wytchnienia, kiedy doświadczają przebłysków normalności (jak frustracja nastolatek w kolejce do łazienki zajmowanej przez dziadka). Operuje prostymi środkami, w pełni świadomy mechanizmów budowania grozy, napięcia i klaustrofobicznego klimatu, nawet jeśli chwilami górę bierze melodramat. W kluczowych momentach obraz ściska jednak za gardło. Widz uzmysławia sobie, że choć rzeczywistość z "W czterech ścianach" przypomina "Pamiętnik z powstania warszawskiego" jest przecież bliższa niż się wydaje.
Piotr Guszkowski
MACIEJ HACHLICA
Pitbull. Ostatni pies w Heliosach
Kolejna odsłona kasowej serii ukazująca przestępczy półświatek i pracę gliniarzy od kuchni. Patryka Vegę za kamerą zastąpił Władysław Pasikowski. Tak jak zapowiadał, twórca "Psów" nakręcił film po swojemu, w zasadzie nie oglądając się na poprzednika.
Na oczach ciężarnej żony ginie partner Majamiego (o głównym bohaterze dwóch poprzednich "Pitbulli" tylko się tu wspomina). Dla policji znalezienie sprawców jest kwestią honoru. Śledztwo przejmuje stara gwardia z wydziału do walki z terrorem. Metyl zostaje zrehabilitowany i do spółki z Nielatem, który po szkoleniu w FBI dorobił się ksywy Quantico, próbują ściągnąć z posterunku w Juracie starego druha, nieco spokorniałego Despero. To właśnie on ma wniknąć do mafijnego światka jako osławiony przestępca Hycel. Po swingowanej ucieczce próbuje zbratać się ze świtą pruszkowskiego bossa, ale ten stawia sprawę jasno: - Pół miasta jest moje, a pół Wołomina. - Będę brał z tej drugiej połowy - odpowiada bez wahania policyjna wtyka.
Od pierwszej sceny widać, że Władysław Pasikowski wraca "Pitbullem. Ostatnim psem" do konwencji sensacyjnego kina, w której czuł się najlepiej w latach 90. Nie przejmuje się za bardzo, że czasy i realia się zmieniły: bohaterów kreuje na modłę Franza Maurera, do ust wkłada im podobne linijki. Tamte teksty zdążyły stać się kultowymi, te dzisiejsze raczej śmieszą. Wypadają czerstwo (jednak nie na tyle, by nie zostać potraktowanymi w kategorii "guilty pleasure"), jak wspominki przy wódce na zjeździe absolwentów, ważne jednak kto je wypowiada. A Marcin Dorociński w obsadzie naprawdę robi różnicę, nawet jeśli lata po bazarze w mundurze strażnika miejskiego. Do tego Cezary Pazura jako bezwzględny bandzior z dość "staroświeckim" podejściem do związków czy Adam Woronowicz w roli jego brata-sługusa.
Gdyby jeszcze Pasikowski nie dostał projektu z Dodą w pakiecie. Bo wątek Mirki opiekującej się babcią jest przecież nieznośny, trąci naftaliną. Ciut lepiej jej postać wypada, gdy zostaje wdową i bierze sprawy w swoje ręce.
Mimo to "Pitbull. Ostatni pies" i tak zyskuje moim zdaniem w zestawieniu z ostatnimi produkcjami Patryka Vegi: jest bardziej konsekwentnie prowadzony, dosadności nie myli z wulgarną makabreską. Przede wszystkim ma zdecydowanie klarowniejszą konstrukcję fabularną. Wątków z początku wydaje się może zbyt wiele, ale z czasem łączą się, zmierzając do finału z prawdziwego zdarzenia.
Do tego Pasikowskiemu zdarza się ironicznie odnosić choćby do serialowego pierwowzoru. Jednym słowem: jego film stanowi wytchnienie od niechlujnego montażu skeczy z zabawy w policjantów i złodziei prowadzonej przez Vegę. A że - trzymając się konwencji, także w tej policyjnej akcji nie obyło się bez ofiar, dlatego daję trzy z plusem.
Piotr Guszkowski
M2FILMS
Do zakochania jeden krok w Forum
Komedia romantyczna w reż. Rocharda Loncraine'a.
Główna bohaterka, Sandra (Imelda Staunton) odkrywa, że mąż zdradza ją od ładnych kilku lat z jej najlepszą przyjaciółką.
Opuszcza więc piękny dom na przedmieściach Londynu i przenosi się do mieszkającej w komunalnym bloku starszej, dawno nie widzianej siostry Bif (Celia Imrie). Obie panie nie mogłyby być bardziej różne: Sandra jest damulką z pretensjami, nadąsaną i sztywną, Bif - starą hipiską i weteranką ruchów protestacyjnych, popalającą trawkę, randkującą i regularnie odwiedzającą miejscowy klub taneczny, gdzie bywa też sympatyczny Charlie (Timothy Spall). Czy nauczy młodszą siostrę radości życia, którą ta utraciła podczas 35-letniego małżeństwa?
pmoss
Paramount Pictures
Gnomeo i Julia. Tajemnica zaginionych krasnali w Heliosach
Druga część animacji dla dzieci o parze zakochanych krasnali ogrodowych z przeciwnych stron ogrodzenia.
Tym razem bohaterów niepokoi seria tajemniczych zniknięć w ogrodzie, więc zwracają się o pomoc do legendarnego detektywa Sherlocka Gnoma.
pg
Wszystkie komentarze