Wszystkie nieprzespane noce
Ktoś nazwałby ich "warszawką", ktoś inny ? dzisiejszą bohemą. Michał i Krzysztof należą do Klubu AA Aspirujących Artystów.
Piękni i młodzi, jeszcze nie odróżniają pretensjonalności od oryginalności. Łapią się za słówka, pozują, puszą piórka. Rzucają w każdą pobrzmiewającą alternatywnym beatem noc jak w absolut. W oparach papierosowego dymu i wibrujących basów prowadzą niekiedy błahe, kiedy indziej kluczowe, rozmowy o życiu i śmierci.
Michał i Krzysztof są głodni życia i doznań. Potrafią zaufać ciału ? ale czy potrafią odważyć się czuć? Test na serca bicie przeżyją, gdy pojawienie się pięknej Evy wystawi ich przyjaźń na próbę.
Główni aktorzy: Krzysztof Bagiński, Michał Huszcza i Eva Lebeuf grają poniekąd samych siebie. W tle młodzieńczych eskapad przewijają się emblematyczne postaci imprezowo-kulturalnego życia modnej stolicy. Ale, choć film Marczaka otrzymał na festiwalu Sundance nagrodę w kategorii dokumentalnej, nie jest dokumentalnym zapisem życia ?warszawki?. To międzygatunkowa hybryda, film naginający granice pomiędzy dokumentem a fikcją, do tego o pięknej, płynnej dramaturgicznej melodii. Reżyserowany i to doskonale przez autora głośnego "Fuck for Forest" Michała Marczaka jest wystylizowany a jednocześnie w każdym kadrze prawdziwy do granic.
To film, w którym wielu młodych i miejskich zobaczy, jak w rozbitym zwierciadle, fragmenty dawnych lub obecnych siebie. Na pierwszy rzut oka łatwo zaszufladkować "Wszystkie..." jako bezkrytyczną hipsteriadę. Ale w spojrzeniu reżysera na bohaterów obok czułości jest też silnie wyczuwalny ironiczny dystans. To portret pokolenia, "Niewinni czarodzieje" w rytmie elektro.
materiały prasowe Next Film
Jestem mordercą
Thriller inspirowany głośną, do dziś budzącą kontrowersje sprawą "wampira z Zagłębia".
Po niepowodzeniach dotychczasowego dochodzenia, na czele grupy mającej złapać seryjnego mordercę kobiet staje młody oficer Janusz Jasiński. Sprawa jest trudna i priorytetowa, w końcu wśród ofiar znalazła się bratanica pierwszego sekretarza KC PZPR. Z początku Jasiński sądzi, że przełożeni podrzucili mu kukułcze jajo, ale z czasem dostrzega swoją szansę. Próbuje wyjść poza schemat, szuka rozwiązań - jak profilowanie psychologiczne wprowadzone w kryminalistyce na Zachodzie, co pomaga w ujęciu sprawcy.
Lecz to dopiero początek. Zresztą właściwie napięcie nie bierze się z polowania na "wampira z Zagłębia" - domniemany morderca, Wiesław Kalicki, zostaje złapany dość szybko. Czy aresztowano właściwą osobę, a może wszystko było mistyfikacją organów ścigania? Odpowiedzi na to pytanie Maciej Pieprzyca szukał w mocnym dokumencie z 1998 roku, podważającym wyniki śledztwa i wyrok sądu. Teraz interesuje go rewers tej historii, w której odbicie znajdują mroczne zakamarki ludzkiej natury. W sposób sugestywny pokazuje, jak człowiek o dobrych intencjach, idealista kierowany ambicjami i walczący ze swoimi słabościami, zostaje uwikłany w sytuację, która wymyka się spod kontroli. Jak zaślepiony sukcesem, daje się zdeprawować systemowi.
Wszystko w świetnie odwzorowanych realiach PRL-u, podszyte niepokojem jazzowych brzmień pozwalających właściwie wyeksponować moralne dylematy, a przy tym nadających dobre tempo opowiadanej historii. Odrobinę wytchnienia do ponurego świata spowitego mgłą papierosowego dymu wnosi humor. Wprowadzony zostaje z wyczuciem, tak, by nie zdominować filmu.
W kluczowych momentach reżyser odchodzi od klimatycznego kryminału ukazującego milicyjne procedury. Skupia się na aspekcie psychologicznym, szczególnie w niejednoznacznej relacji pomiędzy Jasińskim a Kalickim. Dlatego musiało to być zagrane bez zarzutu.
Arkadiusz Jakubik potwierdza klasę, jednak to Mirosław Haniszewski jest prawdziwym odkryciem tego filmu. 38-letni aktor długo czekał na pierwszą tak dużą rolę, ale było warto. Widać, że czuje klimat i sytuację, w jaką pakuje się jego bohater. Bo choć milicjanta z czasem zaczynają nachodzić wątpliwości, to obawiając się utraty przywilejów i pozycji, brnie w stronę zła. Co będzie gotów poświęcić: karierę czy życie drugiego człowieka? Wreszcie, czy jeśli raz przekroczy się niebezpieczną granicę, to można zza niej wrócić? Nad tym wszystkim zastanawia się Pieprzyca. W finałowej scenie tytuł "Jestem mordercą" wybrzmiewa przewrotnie i gorzko.
Trollle, czyli zwariowana animacja
Trolle to maluszki z kolorowej gumy z wyciągniętymi w górę fryzurami, które żyją w małej idylli, ciągle tańcząc, śpiewając i radośnie się obściskując. Ale niedaleko ich leśnej kolonii mieszkają ponurzy Bergeni, wielcy, ogrowaci osobnicy o zaniedbanym uzębieniu, którzy są szczęśliwi, tylko wtedy, gdy zjedzą trolla. Pewnego dnia kucharka Bergenów odnajduje kryjówkę tych milusich stworków i porywa kilkoro z nich. Księżniczka Poppy ? wraz z jedynym malkontentem w tym wesołym towarzystwie, Mrukiem ? wyrusza, aby ich uwolnić.
Zwariowana animacja utrzymana w landrynkowo kolorowej, cokolwiek psychodelicznej kolorystyce, z dużą ilością dyskotekowo zaaranżowanych piosenek - co nie dziwi, zważywszy, że muzycznym opiekunem całości był Justin Timberlake. Byłoby to wszystko nieznośnie słodkie i irytująco przefajnowane, gdyby nie lekkie przymrużenie oka, z jakim ten fantazyjny świat wiecznej szczęśliwości został potraktowany. Film ma dobre tempo i znajdziemy w nim sporo niezłych żartów, tak słownych, jak rysunkowych: mnie najbardziej rozbawiła postać Gadającej Chmury oraz nawiązujący do bajki o Kopciuszku wątek miłości skromnej pomywaczki do małoletniego króla Bergenów. "Trolle" skierowane są do najmłodszych (poniżej 7 lat) widzów, a i tak przesłanie filmu o tym, że szczęścia należy szukać w sobie, a nie na zewnątrz, może okazać się dla nich zbyt trudno przyswajalne.
Wszystkie komentarze