Paddington 2 w Heliosach
Proszę Państwa, oto miś na miarę naszych oczekiwań: jego urokowi trudno będzie się oprzeć nie tylko dzieciom.
Sympatyczny zwierzak z importu, "Puddington" - jak przekręca jego imię jeden z sąsiadów, ostatecznie odnalazł swoje miejsce w Londynie, gdzie trafił z dzikich zakątków Peru. Zadomowił się u Brownów, ma nowych przyjaciół, a po niefortunnej przygodzie w salonie fryzjerskim, dostał nawet pracę. W dodatku taką, która wydaje się odpowiadać jego temperamentowi. A bohater z książek Michaela Bonda, oprócz tego, że jest rezolutny, rozbrajająco szczery i dobroduszny, z niezmiennym urokiem wciąż uparcie pakuje się w tarapaty. Cóż począć, taka natura. Tym razem nie ma jednak żartów: niesłusznie skazany za kradzież Paddington trafia bowiem za kratki.
Dzieci od początku mają na seansie sporo radochy. Choćby obserwując, jak ich ulubieniec próbuje dorwać złodzieja, wywabić plamę z ketchupu musztardą albo myje okna. własnym zadkiem. Choć gagów nie brakuje, nastrój z czasem się zmienia wraz z sytuacją Paddingtona, która staje się nie do pozazdroszczenia. Po więziennej depresji czy dreszczyku emocji towarzyszącym pościgom przychodzi jednak radosne ukojenie.
Skoro Paddington przekona do siebie nawet największego zakapiora w więzieniu, bo za takiego uchodzi kucharzujący Golonka, nie powinien mieć większych problemów ze spacyfikowaniem innych dorosłych. Nie ma - zresztą przy wsparciu ekipy dubbingowej. Ot, jednoczy na kinowej sali pokolenia. Ale, choć trudno uwierzyć, parę scen kradnie mu Hugh Grant jako czarny charakter. Jest przezabawny w lekko autoironicznej roli przebiegłego i łasego na kasę aktorzyny o przebrzmiałej sławie, który wykorzystuje swój warsztat w niecnych celach. Oczywiście to on wrabia Paddingtona.
Prosta intryga zyskuje dzięki koktajlowi konwencji - od komedii sensacyjnej, przez kryminał po dramat sądowy, które spaja familijna klamra. Film niesie pochwałę tolerancji i gościnności. Wszystko z dbałością o kompozycję kadru oraz pastelową paletę barw, co nadaje rzeczywistości dość osobliwy charakter.
Niektórych rozwiązań nie powstydziłby się sam Wes Anderson. W skrócie: "Paddington 2" nie zawodzi.
Piotr Guszkowski
Materiały prasowe
Jumanji w Heliosach
Przygodowy. Poszłam na "Jumanji", bawiłam się świetnie i wcale się tego nie wstydzę!
Styl humoru, prezentowany przez Kevina Harta czy Jacka Blacka zwykle wydaje mi się zbyt dosłowny, przewidywalny. Odgrzewanie dwudziestodwuletniego (!) familijnego klasyka z Robinem Williamsem zapowiadało się na miks bluźnierstwa i żenady, tym bardziej że Dwayne Johnson zamachnął się ostatnio na kulturowe dziedzictwo kiczowatych lat dziewięćdziesiątych w "Baywatch" i chybił sromotnie. Na film Jake'a Kasdana szłam więc z duszą na ramieniu i przekonaniem, że z tej znajomości romansu nie będzie.
Tymczasem znana historyjka zyskuje bardziej nowoczesny kostium. Czwórka uczniów ląduje w dzikiej dżungli po tym, jak zamiast sprzątać składzik, postanowiła zagrać w zakurzoną grę telewizyjną o wiadomej nazwie. Szybko odkrywają czarne słupki, nadrukowane na przedramionach - to ilość żyć, jaka im pozostała. Znaleźli się bowiem w grze, gdzie jako zespół mają odzyskać i zwrócić prawowitemu właścicielowi cenny klejnot. Tylko tak zagwarantują sobie powrót do rzeczywistości.
Komplikacji oczywiście co niemiara. Przeciwnik to mroczny mag panujący nad wszelkimi drapieżnikami w dziczy. Mapa jest niekompletna, słupki na przedramieniu znikają w zatrważającym tempie. Jednak największym wyzwaniem są oni sami, ich przyzwyczajenia i mentalne ograniczenia.
W świecie Jumanji wszyscy stali się awatarami wybranych postaci, jak łatwo się domyślić - w kontrze do swoich zwyczajnych "ja". Kujonowaty Spencer przeobraził się w przypakowanego Indianę Jonesa, futbolista amant Fridge jest jego, niegrzeszącym wzrostem i krzepą, krzykliwym pomocnikiem. Introwertyczna Marta dostaje przyobleczone w lateks ciało biuściastej modelki, a szkolna królowa serc (i Instagrama) Bethany przemienia się w brzuchatego profesora po czterdziestce.
Wbrew wszelkiej logice nowe "Jumanji" daje radę. Z gracją wygrywa nutkę retro-nostalgiczną, ma dystans do filmowego gatunku, jaki reprezentuje, a mało zaskakująca obsada tym razem iskrzy. Dodatkowym komicznym napędem jest oczywiście nagła zmiana płci, poziomu atrakcyjności czy masy. Całość balansuje na granicy dobrego smaku, ale jej nie przekracza, na tyle, że wciąż można nowe "Jumanji" traktować jako film familijny
Anna Tatarska
Alter Ego Pictures
Dzikie róże w Forum
Popis Marty Nieradkiewicz w opowieści o kobiecie samotnej postawionej wobec trudnych wyborów i społecznych oczekiwań.
"Przecież on niedługo wyjedzie i wszystko się ułoży" - tłumaczy Ewie matka. On - czyli Andrzej, mąż Ewy. Na co dzień pracuje w Norwegii. W niewykończonym domu, w którym w prowizorycznych warunkach mieszka rodzina, jest rzadkim gościem. Jak teraz, gdy przyjechał na komunię córki. Ciężar wychowania dwójki dzieci spada na Ewę. Ale poza obowiązkami kobieta ma też przecież potrzeby, których nie da się zaspokoić na odległość.
Choć Anna Jadowska traktuje bohaterkę z wyrozumiałością czy wręcz sympatią, nawet jeśli nie afiszuje się z tym uczuciem, to jednak pokazuje ją w równym stopniu jako ofiarę okoliczności, co własnych błędów. Nie sposób odmówić Ewie prawa do poszukiwania szczęścia, wyrwania się z rutyny przypisanych ról i schematów wyznaczanych przez rodzinę, kościół itd., wreszcie od ciągłego czekania. Pewnie gdyby była mężczyzną otoczenie nie zwróciłoby uwagi na jej decyzje. Ale nie jest. Ludzie plotkują, osądzają, widząc, jak się miota, zaczynają traktować ją niczym "wsiowego odmieńca". Z drugiej strony, w krytycznej sytuacji nie zawahają się pomóc.
Reżyserka przemierza prowincję autorską ścieżką, ma zmysł obserwacji, samym klimatem paru sekwencji potrafi opowiedzieć wiele o polskiej rzeczywistości. Lecz o ile pewne rzeczy ogrywa subtelnie, pozostawia w aurze niedopowiedzeń, to nie unika drogi na skróty.
Siła filmu tkwi poza scenariuszem. Pomiędzy aktorami udało się wytworzyć prawdę i napięcie. Brawa przede wszystkim dla Marty Nieradkiewicz, która świetnie poradziła sobie z ciężarem emocji kolejnej bohaterki w toksycznym zapętleniu, pod presją.
Mówi się już, że z cierpieniem jej do twarzy. Nieradkiewicz operuje mieszanką rozpaczy, bezradności oraz niemal fizycznego zmęczenia, bez popadania w histerię. Oby nie okazało się to tylko jej przekleństwem. Marzy mi się zobaczenie tej wszechstronnej i utalentowanej aktorki w roli na przekór dotychczasowemu emploi. Ale jeśli oglądać "Dzikie róże", to właśnie dla niej.
Piotr Guszkowski
Materiały prasowe
KRÓL ROZRYWKI W HELIOSACH
Kiczowaty musical inspirowany biografią P.T. Barnuma, pioniera rozrywki i założyciela cyrku.
Pochodzący z biednej rodziny, marzący o zrobieniu fortuny i osiągający swój cel w branży rozrywkowej, w XIX wieku, gdy rozgrywa się film, jeszcze nietraktowanej poważnie i lekko pogardzanej. Początkowo wiedzie mu się kiepsko, ale na szczęście jego żona, córka bogacza zresztą, wspiera go i znosi swój los bez słowa skargi. stacjonarny cyrk, w którym zatrudnia karzełka Tomcia Palucha, kobietę z brodą, zarośniętego Człeko-psa itp. "dziwolągi", chwyta już nadzwyczajnie. Film ma wartkie tempo, wideoklipowy montaż i przepych inscenizacyjny. Ale sama historia jest kiczowata i przesłodzona.
Paweł Mossakowski
Materiały prasowe Hagi Film
Na krawędzi w Forum
Miłość w stylu noir, czyli dziewczyna z toru i gangster.
Bibi, będąca utalentowanym kierowcą wyścigowym, zakochuje się z wzajemnością z Gigim, który utrzymuje, że zajmuje się handlem samochodami, choć w rzeczywistości jest gangsterem rabującym banki.
"Na krawędzi" zapowiadany jest jako kryminał, choć to raczej opowieść o romantycznej i lojalnej miłości. "Na krawędzi" ma styl, odpowiednio posępny nastrój, coś złowieszczo fatalistycznego w atmosferze - i bardzo dobre aktorstwo. Związek między Bibi a Gigi jest zmysłowy, bardzo erotyczny, a naturalna chemia między parą aktorów nadaje mu wiarygodność.
Paweł Mossakowski
Wszystkie komentarze