Florida Project w FORUM
Pełne unikalnej wrażliwości spojrzenie na margines, gdzie głośniej niż beznadzieja brzmi dziecięcy śmiech, a szarość zasłaniają pastele.
Dwa lata temu nakręcona iPhonem "Mandarynka" sprawiła, że o Seanie Bakerze nagle zrobiło się głośno. Amerykanin miał już na koncie chwalone fabuły, ale dopiero opowieść o dwóch transseksualnych pracowniczkach seksbiznesu z L.A. rozkręciła wokół niego medialne szaleństwo. Wielu twórców załamuje się w takich sytuacjach pod presją, nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom. W swoim kolejnym filmie Baker nie tylko dosięgnął do poprzeczki, ale widocznie ją przeskoczył.
Baker akcję "Florida Project" osadza w otoczeniu motelu Magic Castle, fioletowego, maszkaronowego pseudozamku kuszącego turystów przyjeżdżających do Disneylandu, których jednak nie stać na nocleg w pięciu gwiazdkach. Nad dobrostanem tego dziwacznego miejsca czuwa menedżer Bobby (genialny Dafoe), człowiek o zjawiskowej cierpliwości i sercu godnym działacza humanitarnego. W zamku rezydują głównie niskopłatni robotnicy, z trudem wiążące koniec z końcem matki z najniższą krajową i prostytutki szukające klientów przy ruchliwej autostradzie.
Centrum akcji jest tu mała Moonee (doskonała Brooklynn Prince) i jej mama Halley (świetna Vinaite). Widać, że macierzyństwo przyszło do kobiety wcześnie, że nie była na nie gotowa. Kocha córkę mocniej niż imprezki i kłęby papierosowego dymu, ale nie potrafi całkowicie porzucić starych nawyków, znaleźć stabilizacji, która satysfakcjonowałaby panie z opieki społecznej. Pełna szaleństw i śmiechu relacja bohaterek to powolne, przerywane wesołym tańcem i podskokami, staczanie się po równi pochyłej.
"Florida." to szereg doskonałych wyborów i osiągnięć. Baker poprowadził aktorów bez doświadczenia tak, że na ekranie nie odstają od profesjonalisty Dafoe. Przygotował precyzyjny scenariusz, który tematy rodem z "Uwagi" niesie z gracją broadwayowskiego musicalu. iPhony zamienił na kamerę z taśmą, którą oddał w ręce Alexisa Zabe'a, współpracownika Carlosa Reygadasa. Warstwa wizualna filmu kartongipsową dżunglę biedamiasteczek przemienia w prawdziwe magiczne królestwo.
Film Bakera nie mógłby być dalszy od spodziewanej, dołującej opowieść o przegranych bohaterach, cierpieniu i biedzie. Twórca nie dodaje sztucznych dosładzaczy, nie odwraca wzroku, nie traci nic ze swojej reporterskiej dokładności. Po prostu zmienia optykę. Na ekranowy świat patrzy oczami Moonee, nieco bezczelnej i pełnej zaraźliwego entuzjazmu dziewczynki. W ten sposób ustanawia filtr, przez który następnie przesącza wszystkie odcienie szarości, którymi mieni się otoczenie.
Taki film zdarza się raz na tysiące innych.
Anna Tatarska
Materiały prasowe
Magiczna zima Muminków
Bohaterowie książek Tove Jansson przeżyją pierwszą w życiu zimę w nowej starej odsłonie.
"Magiczna zima Muminków" powstała na podstawie lalkowego serialu studia Se-Ma-For. Kadry zrekonstruowano i zmontowano po latach według nowego scenariusza. Twórcy spróbowali też odświeżyć język opowieści, wprowadzając do dialogów bardziej współczesne zwroty, choć nie obyło się bez pewnych zgrzytów. Całość spaja narracja z charakterystycznym ciepłym, głębokim głosem Piotra Fronczewskiego, przywodząca na myśl klasyczne baśnie.
Sama fabuła w stosunku do oryginału wydaje się nieco uproszczona. Może intencją było uczynić ją i jej przesłanie jeszcze bardziej przystępnym? W końcu to seans przede wszystkim dla najmłodszych widzów.
Zaczyna się późną jesienią: na drzewach już ostatnie liście, w powietrzu czuć nadchodzącą zimę. Dla Muminków to czas porządków i przygotowań. Za chwilę - jak mają w zwyczaju - zapadną w sen z brzuszkami pełnymi świerkowego igliwia, by obudzić się dopiero na wiosnę. Ale, ale. nie w tym roku. Ktoś bowiem uzna, że zimy przegapić nie wypada. A już na pewno nie odwiedzin Gwiazdki!
Przyjmujemy perspektywę Muminka, z jego sposobem rozumowania, traktowania pewnych pojęć nazbyt dosłownie itd. Akcja toczy się w spokojnym, by nie powiedzieć niespiesznym tempie. W tym sensie jest bezpieczne, co nie znaczy, że nie ma momentów grozy. Niepokój budzą czerwone oczyska wilków w leśnej gęstwinie, postać Buki czy tajemnicze, okołoświąteczne rytuały (jak z teatru ceni), których trochę pozostało z oryginalnej produkcji.
Ciekaw jestem, jak dzieci zareagują na warstwę plastyczną filmu. Odbiega bowiem od standardów współczesnych animacji, jest też bliższa literackiemu pierwowzorowi niż serial emitowany w latach 90. w paśmie wieczorynkowym. Świat w niej przedstawiony charakteryzuje się inną wrażliwością, powstał przy wykorzystaniu wielu technik i materiałów. Ot, sam śnieg może przyjąć postać czap namalowanych na kartonowej scenografii albo animowanych płatków padających z nieba, ale posłużą zań też kłębek waty czy ziarenka cukru. Różnorodność form pobudza wyobraźnię. I pomyśleć, że kiedyś właśnie to był kanon.
Piotr Guszkowski
Materiały prasowe
Pitch Perfect 3 w Heliosach
Komedia muzyczna, choć w zasadzie bardziej sportowa. W pierwszym PP, Bellas, grupa śpiewających a cappella studentek, wygrywała zawody uczelniane, w drugim - zdobywała mistrzostwo świata. Wkrótce po tym triumfie dziewczyny rozdzielają się, indywidualnie wiedzie im się kiepsko, więc gdy pojawia się okazja wspólnego powrotu na scenę, długo się nie namyślają. Tym razem wyjeżdżają do Europy, z turą koncertową po bazach amerykańskiej armii. Film bez pokazu prasowego.
pmoss
Materiały prasowe
Bękarty
Komedia. Wychowywani przez samotną matkę bracia bliźniacy (tak podobni do siebie jak Wilson i Helms) byli utrzymywani w przekonaniu, że ich ojciec dawno nie żyje. Jako dorośli odkrywają, że matka ich okłamywała i wyruszają na jego poszukiwania. Pokaz prasowy odbył się po zamknięciu tego numeru CJG24.
pmoss
Wszystkie komentarze