A w nim - niespodzianka: zdjęcie, które od razu wywołało uśmiech i ciepłe wspomnienie; skojarzyło się nam z historią sprzed dekady. Wierni czytelnicy i miłośnicy twórczości Augustisa zapewne pamiętają fotografię grupki dzieci, które wraz z opiekunkami przysiadły w niezwykłym dość miejscu, bo przypominającym fragment fontanny usypanej z kamieni. I oto okazuje się, że po ponad 10 latach w zbiorze negatywów znalazło się zdjęcie z tej samej rolki. Dzieci albo są chwilę przed wejściem, albo po wyjściu z fontanny. Teraz stoją w kółeczku przed budynkiem, a pustą, nieczynną fontannę, widać na pierwszym planie.
Fot. Bolesław Auustis/albom.pl
Wiemy, gdzie zrobiono fotografię. Po prezentacji tamtego ujęcia ponad dekadę temu na fotografii rozpoznała siebie pani Danuta Kluch. I tak dokładnie się opisała, że teraz na kolejnym kadrze my rozpoznajemy ją. To mała blondyneczka z warkoczykami i kokardami, stojąca z prawej strony i trzymająca za rękę nauczycielkę.
? Jak tylko zobaczyłam to zdjęcie w ?Gazecie Wyborczej?, od razu zabiło mi żywiej serce ? mówiła nam wiele lat temu z radością. ? To cała nasza przedszkolna grupa. Miałam wtedy jakieś sześć lat, nazywałam się Świetlicka i chodziłam do przedszkola, które ? z tego, co pamiętam ? mieściło się na rogu Słonimskiej i Starobojarskiej. Było to prawdopodobnie przedszkole samorządowe, bowiem mój ojciec pracował w Urzędzie Wojewódzkim, więc raczej do takiego bym uczęszczała.
Pani Danuta już wcześniej zaimponowała nam fenomenalną pamięcią, kiedy na jednym z publikowanych u nas zdjęć rozpoznała kelnera z restauracji Sielanka, należącej do jej dziadka.
Na zdjęciu przedszkolnym poznała konkretne postaci, często wymieniając ich imiona sprzed ponad 70 lat. I tak dziewczynka z grzywką ? to Ludwisia, dziewczynka z krótkimi włoskami ? to Basia, jedna z wychowawczyń ? pani Lucyna. W przypadku chłopców pani Danuta pamiętała nawet ich imiona i nazwiska. I wyliczała: ? Jurek Rutkowski, Benio Dryl, Wituś Klepacki, Witek Serwatko. ? Witek to była najwyraźniej jakaś moja cicha miłość, bowiem na zdjęciach przedszkolnych zawsze staliśmy blisko siebie. Wiem, że po wojnie został lekarzem...
Fot. Bolesław Auustis/albom.pl
Przedszkole było nieduże. Dzieci przebywały w nim od godz. 8-9 do 15. - Nie przygotowywano nam ani posiłków, ani nie nakazywano leżakować, z czego akurat bardzo się cieszyliśmy, bo żaden przedszkolak chyba tego nie lubi. Każdy przynosił ze sobą drugie śniadanie i w buteleczkach jakiś napój czy kawę. O określonej godzinie woźna zbierała nasze butelki i podgrzewała, po czym zasiadaliśmy do jedzenia. Dzisiaj po przedszkolu nie został już nawet ślad - opowiadała.
Fot. Bolesław Auustis/albom.pl
Wszystkie komentarze