Jeśli chodzi o uchodźców, błąkających się po lasach na terenie strefy stanu wyjątkowego i tuż za nią, rzadko mamy dobre informacje do przekazania.
Najczęściej ludzie marzną, mokną, głodują, piją brudną wodę z kałuż, chorują, cierpią. Ukrywają się przed funkcjonariuszami, bo boją się kolejnej wywózki na granicę. Jeśli jednak zostaną przez patrol odnalezieni, albo trafiają do szpitali ze względu na zły stan zdrowia, albo – właśnie na granicę, pod druty. Bardzo rzadko zdarza się, że strażnicy usłyszą ich prośby o ochronę międzynarodową w Polsce i dadzą im szansę na złożenie wniosku. A tak się stało po paru opisywanych przez nas ostatnio interwencjach.
Uchodźcy. Strach o wnuka i przed wywózką
Historię 47-letniej Fatimy poznaliśmy dzięki wolontariuszom z Grupy Granica, towarzyszącym kobiecie w szpitalu w Bielsku Podlaskim, do którego trafiła 27 października. Na tamtejszy SOR karetka przywiozła ją i młodszą, 26-letnią Subhę. Subha miała rany na stopach, nogi całe opuchnięte i posiniaczone. Medycy zachodzili w głowę, jakim cudem w ogóle mogła iść. Gdy tylko zaopiekowali się nią aktywiści i skontaktowali się z tłumaczem, opowiedziała, że białoruscy pogranicznicy biciem zmuszali ją do przejścia po kładce nad drutem kolczastym.
Fatima z kolei miała zapalenie płuc i oskrzeli. Także była bita, nawet mimo tego, że w ramionach niosła małe dziecko – swojego wnuka, dla którego jest jak matka, jest jego opiekunką. Nie zważając na to, strażnicy bili i gonili, żeby szybciej iść – opowiadała kobieta.
Obie są Kurdyjkami z Iraku. Całymi rodzinami musieli uciekać ze swojej wsi przed ISIS. W obozach dla wewnętrznie przesiedlonych też nie ma życia, perspektyw, pracy, nawet bieżącej wody. Stąd marzenie o Europie.
Po polskiej stronie granicy grupa błąkała się przez 10 dni, bez wody i jedzenia. Fatima była z bliskimi – z dwoma synami: 18- i 23-letnim oraz ze swoim oczkiem w głowie, dwulatkiem Avandem. Ostatni raz widziała ich w środę przed tygodniem, kiedy wytropił ich patrol. Do końca nie jest jasne, kto wezwał pogotowie, ale najpewniej funkcjonariusze, którzy zatrzymali grupę. Kobiety będące w najgorszym stanie karetka zabrała do szpitala, a mężczyzn i chłopczyka – mundurowi zapakowali do auta i wywieźli. Dokąd? Aktywiści nie mogli tego ustalić, choć obdzwaniali wszystkie szpitale w regionie. Istniała realna obawa, że znów zostali wyrzuceni na granicę. Katarzyna Potoniec, pełnomocniczka Fatimy, mówiła, że kobieta rozpaczała z powodu rozdzielenia z bliskimi. Bardzo się też bała kolejnej wywózki.
Do szpitala w Bielsku Podlaskim trafiły dwie Kurdyjki. Subha została pobita przez białoruskich pograniczników, Fatima - już w Polsce rozdzielona z rodziną. Gdzie jest dwuletni Avand Aiman Ameen, wnuczek Fatimy? Fot. Grupa Granica
Straż Graniczna zgłosiła się po pacjentki już następnego dnia, w czwartek (28 października). Z wypowiedzi funkcjonariuszy jednoznacznie wynikało, gdzie chcą je zabrać – miały być sprawne i zdolne do chodzenia. Personel szpitala sprzeciwił się, nie zgodził na wypis chorych kobiet.
Rodzina może być rozdzielona na dobre
W piątek (29 października) choć Kurdyjki były w fizycznie lepszym stanie, to nadal przerażone. Straż graniczna przyjechała ponownie. „No Belarus" – płakała Fatima. Subhę strach sparaliżował tak, że zsuwała się z wózka, którym wywożono ją z SOR-u. Ciało kompletnie odmawiało jej posłuszeństwa.
Aktywiści spędzili z nimi cały dzień, uspokajając, czekając razem na pograniczników. Już wcześniej wytłumaczyli kobietom, jakie mają możliwości prawne i obie zdecydowały się na składanie wniosków o ochronę międzynarodową w Polsce. Kiedy w końcu zabrano je ze szpitala, rzeczywiście zawieziono do centrum w Połowcach i pozwolono złożyć wnioski.
Poprosiłam służby Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej o ustalenie miejsca pobytu dwuletniego chłopczyka o imieniu Avand Aiman Ameen i we wtorek (2 listopada) udało się. Katarzyna Zdanowicz, rzeczniczka prasowa POSG powiedziała, że strażnicy odnaleźli po polskiej stronie dwóch synów i wnuka pani Fatimy, i potwierdzili ich tożsamość. Wszyscy są teraz w placówce w Połowcach.
– Ale mężczyźni chcą wracać z powrotem do swojego kraju, w związku z czym została wobec nich wszczęta procedura zobowiązania cudzoziemca do powrotu do kraju pochodzenia, a ta pani złożyła wniosek o ochronę międzynarodową w Polsce – dodaje Katarzyna Zdanowicz.
Zostaliby więc rozdzieleni, i to na dobre.
– Nie możecie im umożliwić rozmowy, żeby się w tej sprawie porozumieli? – pytam.
– Kontaktowali się ze sobą i taką decyzję podjęli – odpowiada rzeczniczka.
Aktywiści są pewni, że rodzinie nie wytłumaczono wszystkich aspektów takich decyzji i będą jeszcze czynić starania, by mógł skontaktować się z nimi prawnik.
Uchodźcy na granicy polsko-białoruskiej. To też nasi zmarli, nie możemy o nich zapomnieć
Kurd bity i rażony paralizatorem złożył wniosek o azyl
Dobre wieści płyną z placówki straży granicznej w Sejnach, dokąd w poniedziałek (1 listopada) zabrano 26-letniego Sangara, Kurda z Kirkuku, odnalezionego w puszczy pod Gibami. Mężczyzna był już bardzo osłabiony i zrezygnowany, obolały, wyziębiony i mokry. Po lesie tułał się od 10 dni, po stronie polskiej był dopiero od dwóch. Zanim aktywistki z Fundacji Ocalenie wezwały straż, dały mu się bezpiecznie ogrzać i przespać pod ciepłymi śpiworami.
26-letni Sangar, Kurd z Kirkuku, od 10 dni tułał się w lesie. Aktywiści znaleźli go pod Gibami. Prosi o azyl w Polsce Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl
– Jest w kiepskim stanie psychicznym. Mówi, że nie chce umrzeć w tym lesie – relacjonowała Karolina Szymańska z Fundacji Ocalenie.
Dzięki tłumaczce, z która aktywistki skontaktowały się przez telefon, Sangar opowiedział o sobie i wielokrotnych, brutalnych push-backach pomiędzy Białorusią i Litwą. Mówił, że litewscy pogranicznicy bili go metalowymi prętami, także po nodze, na której miał ranę po wcześniejszym wypadku samochodowym. Raz zbili tak, że stracił przytomność. Mieli zabrać mu wszystkie rzeczy: cieplejsze ubrania, telefon, nawet jedzenie, którym podzieliła się z nim jakaś rodzina. Powtarzał, że był wiele razy wrzucany do wody i rażony paralizatorem (mówił o „kablu z prądem"). Gdy znalazł się w Polsce, był pewien, że właśnie tu chce prosić o azyl.
Zgodnie z prawem międzynarodowym straż taki wniosek powinna przyjąć, a potem Urząd do Spraw Cudzoziemców rozpatruje go i decyduje, czy cudzoziemiec spełnia kryteria do udzielenia takiej ochrony, czy nie. Jednak niedawno podpisana przez prezydenta ustawa wywózkowa legalizuje wypychanie cudzoziemców na granicę bez przyjęcia od nich wniosków.
W tym przypadku udało się. Pełnomocniczka pojechała za Sangarem do placówki. Rzeczywiście został zawieziony do Sejn, a nie do lasu i następnego dnia toczyły się wszystkie przewidziane prawem czynności.
26-letni Sangar, Kurd z Kirkuku, od 10 dni tułał się w lesie. Aktywiści znaleźli go pod Gibami. Prosi o azyl w Polsce Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl
Trzeba leczyć, a nie wywozić do lasu
Udało się także uratować i zapewnić bezpieczeństwo dwóm młodym Jezydkom. Asia i Senian są siostrami, obie mają około 30 lat i koszmarne przeżycia za sobą.
Dwie młode Jezydki zabierane przez Straż Graniczną ze szpitala w Bielsku Podlaskim Fot. Grupa Granica
Po przekroczeniu granicy z Białorusią tułały się w lasach przez 10 dni. Nie jadły, niewiele piły, były odwodnione i wyziębione – opisują aktywiści z Grupy Granica, którzy je odnaleźli i udzielili pomocy. Kobiety w ciężkim stanie trafiły do Szpitala Powiatowego w Bielsku Podlaskim w poniedziałek (25 października).
Jedna z nich miała zapalenie stawów. Personelowi szpitala opowiedziały o prześladowaniach, jakie ich spotkały w Iraku. Pytały też o matkę i rodzeństwo, bo z bliskimi zostały rozdzielone w lesie. Obie poprosiły o ochronę międzynarodową w Polsce.
Gdy po siostry w środę (27 października) przyjechał patrol straży granicznej, na personel szpitala padł blady strach. Arsalan Azzaddin, zastępca dyrektora ds. medycznych Szpitala Powiatowego w Bielsku Podlaskim przekazał funkcjonariuszom recepty, które należy wykupić i koniecznie kontynuować leczenie w warunkach ambulatoryjnych. Absolutnie nie wywozić pacjentek do lasu!
Asia i Senian zostały zabrane do centrum rejestracji cudzoziemców w Połowcach, złożyły tam wnioski o ochronę międzynarodową. Mają zostać przeniesione do któregoś z ośrodków dla cudzoziemców bądź do placówki typu otwartego, ale jeszcze nie wiadomo gdzie dokładnie.
Dwie młode Jezydki zabierane przez Straż Graniczną ze szpitala w Bielsku Podlaskim Fot. Grupa Granica
Pełnomocnicy i prawnicy z utrudnieniami
Informacje o dalszych losach wszystkich tych osób udało się ustalić dzięki oficerom prasowym straży granicznej. Pełnomocnicy i prawnicy cudzoziemców skarżą się na blokadę, a w najlepszym wypadku – na utrudnienia w komunikacji. Zazwyczaj mają czekać na odpowiedzi wysyłane pocztą, bo to niby jedyna oficjalna droga.
Jedna z pełnomocniczek pytała ostatnio, gdzie są jej mocodawczynie. – W ośrodku – odpowiedział pogranicznik.
– W jakim? – dociekała.
– Nie jestem upoważniony do informowania – uciął.
W środę (3 listopada) straż graniczna podała na Twitterze: „Tylko wczoraj odnotowaliśmy 351 prób nielegalnego przekroczenia granicy. Zatrzymanych zostało 16 os.(8 ob. IRQ, 8 ob. TUR). Wobec 70 osób wydane zostały postanowienia o opuszczeniu terytorium RP. Pozostałym próbom zapobiegliśmy. Za pomocnictwo zatrzymany został 1 ob. Syrii".
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Więc wyborcza i aktywiści zrobią wszystko żeby ci ludzie znaleźli się w Niemczech...
BRAWO!
Przedtem była mowa o udzielaniu azylu w Polsce, teraz coraz bardziej promowana jest narracja, że transporty z granicy polsko-bialoruskiej do Niemiec są ok ...
Polscy aktywiści uważają tych migrantów za totalnie nieporadnych tłumoków którzy ani nie potrafią sprawdzić pogody w miejscu, do którego lecą, ani odczytać z mapy z jakimi krajami graniczy Białoruś. Ot takie rasistowskie poczucie wyższości ludzi, który z pozycji "białego mzimu" objawiają się aby ratować biednych, kolorowych głupków.
wypie...j trollu
Bawi mnie ta szczególna kultura osobista i umiejętność prowadzenia kulturalnej dyskusji zwolenników otwarcia naszej granicy dla migrantów. Czy chamskim bluzgaczom można naprawdę wierzyć, że chodzi im o życie nieszczęsnych biedaków z trzeciego świata? O wiele bardziej uzasadnione jest podejrzenie, że to chamowaty anty-PiS, ślepi na rzeczywistość politykierzy, którzy nie chcą zmarnować żadnej okazji, by dołożyć rządowi. Rząd mamy byle jaki, ale rzeczywistość jest bardziej złożona niż wieczna wojenka PiS vs. anty-PiS. Dyskusję na temat pomocy ubogim z trzeciego świata trzeba prowadzić, by znaleźć właściwe jej formy. Ale z kim tu prowadzić taką dyskusję, skoro scenę polityczną opanowali macherzy dążący do maksymalnej polaryzacji społeczeństwa, którym nie chodzi o żadną dyskusję, lecz o okładanie się epitetami?
A mnie nie bawi, tylko przyprawia o odruch wymiotny dyskusja zakompleksionych przedstawicieli jednogo z najwiekszych narodow emigracyjnych. Bo, oczywisce, Polacy to jak juz uciekali (ta mniejszosc, bo wszyscz dziadkowie dzielnie walczyli, tylko niewiadomo, dlaczego cialge przegrywali), to przed straszliwym zagrozeniem, wchodzili przez przejscia i to z zamiarem ciezkiej pracy do smierci na rzecz nowego kraju. A wszyscy inni uciekaja po socjal. Fakty, co prawda, mowia co innego, ale tym gorzej dla faktow, prawda? Ja z calego serca zycze Panu, aby Pan sie mogl przekonac, po ilu tygodniach blakania sie po lesie w mokrym ubrani, bez jedzenia i picia, zastraszany przez specnz z bronia i psami, i przez Polakow z bronia, bedzi Pan gotow wracac, by tu nie umrzec. Widzi Pan, sytuacja w Iraku jest gorsza, niz w PRL w polowie lat osiemdziesiatych. Milion Polakow zdecydowalo sie uciekac - po socjal? Nie. Ale oni wjechali jako turysci do Berlina Zachodniego, tam poprosili o azyl i nikt ich do NRD nie wypchnal. zostali (choc czesto przzez lata na zasilku, bo pozwolenia na prace w pewnym okresie uchodzcy nie dostawali przez 5 lat). Obecnie w Niemczech Polacy sa najwieksza grupa obywateli unijnych pobieracjacych zasilek socjalny ALG II. Takie sa fakty.
Dwóch ok 40 lat, trzeci z zakrwawioną ręką ok 60 lat.
Tego z ręką obejrzeli, zszyli mu ranę, założyli bandaż.
Przy wypisie padło 'do zapłacenia 454 złotych'. Jeden z młodszych wyciągnął pieniądze, zapłacił i powiedział temu z bandażem na ręce - 'teraz to już wiesz że musisz nosić rękawice'.
Facet pewnie pracował na czarno, nie płacił na ZUS. Ale ktoś za pomoc medyczną musiał zapłacić.
Kto płaci za pomoc medyczną dla imigrantów?
budżet państwa - od tego jest
Budżet państwa polskiego nie jest od tego, żeby leczyć rodzinę z Iraku, która postanowiła nielegalnie przedostać się przez Polskę do Niemiec.
Owszem. Jezlei ta rodzina bedzie prechodzila procedure uchodzca (czyli SG raczy przyjac zlozony wniosek), to jak bajbardziej. Podobnie, jak budzet niemiecki kas chorych zaplaci za polskiego bezdomnego, ktory odmrozil sobie stope.