Cóż to za różnorodne towarzystwo: weganka, gwiazdeczka ze ścianki, pani z korporacji, niebieski ptak, muzułmanka, globtroter… i wielu innych. Każdy z czymś innym w głowie, z innymi poglądami, dylematami i frustracjami. W nagłej nieoczekiwanej sytuacji cały ten emocjonalny bagaż zostanie wyrzucony na zewnątrz, a wtedy zaiskrzy, oj, zaiskrzy.
Bagaż to tu słowo klucz – akcja spektaklu-koncertu „Koniec świata” dzieje się na lotnisku, w punkcie odbioru bagażu. Oto sytuacja jak tysiące innych, do jakich dochodzi w każdej minucie na lotniskach na całym świecie: pasażerowie opuścili samolot i czekają na swoje walizki. Powinna już je wypluwać maszyneria transportująca bagaż z samolotu, ale ciągle nic się nie dzieje. Ludzie krążą niecierpliwie, wymieniają zdawkowe uwagi, denerwują się. Tymczasem okazuje się, że nie mogą nic zrobić: telefony nie mają zasięgu, z hali nie można wyjść, nic nie można kupić, emocje buzują. Szybko jasne stanie się, kto z tej gromady ma zapędy przywódcze, kto chowa się w kąt, kto wyrywa się z obwieszczaniem światu, co o świecie myśli.
I taki punkt wyjścia – zgromadzenie nieznanych sobie osób w sytuacji skrajnej - otwiera drzwi do wyśpiewania, wykrzyczenia, wyszeptania różnych historii. Wszystkie mają wspólny mianownik – zagubienie we współczesnym świecie, prywatne historie i dramaty, prywatne końce świata.
Reżyserka Maria Żynel stworzyła ze studentami i ekipą współpracowników zgrabny spektakl, w którym na pierwszym planie są piosenki. Ale połączone na tyle spójnymi dialogami, że nie ma się wrażenia, że słowo mówione jest tylko sztucznym rusztowaniem, które pozwala przejść od jednej piosenki do drugiej. Tu i tekst, i utwory są pełnoprawne i jednakowo ważne.
Najciekawsze jest zaś to, że większość piosenek często kompletnie do siebie nieprzystających, o różnej stylistyce, napisanych w różnych okresach, w spektaklu, w połączeniu z fabułą, nagle tworzą harmonijną całość, niepozbawioną dramaturgicznego napięcia (Marcin Bartnikowski). I budują opowieść o tym, co pasażerom w duszy gra, czego im brakuje, na co nie dają zgody.
Studenci śpiewają kilkanaście utworów z różnych epok – od Marii Koterbskiej po Lao Che, od arii ze „Skrzypka na dachu” po Grzegorza Ciechowskiego, od Wojciecha Młynarskiego po Kasię Kowalską, od Anny Jantar po Bajm, od "Cabaretu" po współczesny komentarz Taco Hemingwaya. Zaśpiewane najczęściej w intrygujących aranżacjach (Piotr Nazaruk), nieoczekiwanie zyskują kompletnie nowe oblicze. I to w zdecydowanej większości bardzo ciekawe oblicze. Jest w nich świeżość i prawdziwe emocje.
Sporo tu niespodzianek choreograficznych i muzycznych: piosenka liryczna w jednej chwili płynnie może przejść w rytm niemalże dance, musicalowa aria nabrać hiphopowego rytmu, a piosenka rockowa zamienić się w bossa novę. I to działa. Zwłaszcza że studenci śpiewają interesująco i odgrywają swoje wykonania aktorsko. Czasem naprawdę potrafią zaskoczyć: to, co skrywane pod maską spokoju i dystansu, nagle wybucha, a bohater i wykonawca piosenki w jednej sekundzie potrafi się przeistoczyć w kogoś kompletnie innego. Tu każdy przez chwilę jest prawdziwą gwiazdą, i praktycznie każdy sobie ze swoim zadaniem radzi.
Całość trwa ponad półtorej godziny, ale nie nuży nawet przez chwilę.
Warto zobaczyć i posłuchać.
niedziela (28 października), godz. 18; 2-3 listopada, godz. 17.30; 4 listopada, godz. 16;
Akademia Teatralna (ul. Sienkiewicza 14); rezerwacje tel.: 85 743 54 53 (codziennie w godz. 9-19), bilety: 10-20 zł.
Występują: Aleksandra Ambrozik, Bernadetta Burszta, Milena Kranik, Monika Markowska, Katarzyna Mazur, Małgorzata Prętka, Agata Soboczyńska, Ewelina Zawada, Maciej Cempura, Karol Czarnowicz, Rafał Gorczyca, Michał Ferenc, Mateusz Stasiulewicz, Maciej Zalewski
Reżyseria: Maria Żynel; aranżacja piosenek – Piotr Nazaruk, dramaturgia: Marcin Bartnikowski, choreografia: Tomasz Graczyk, akompaniament: Marcin Nagnajewicz.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze