Czyżewski wieczorem odbierze nagrodę z rąk prezydenta Gdańska w towarzystwie aktorki Danuty Stenki i reżysera Krzysztofa Zanussiego. Dotąd to prestiżowe wyróżnienie otrzymały 33 osoby, m.in. Andrzej Wajda, Jan A.P. Kaczmarek, Volker Schlöndorff, Anda Rottenberg, Krystyna Janda, Agnieszka Holland, Leszek Możdżer, Paweł Huelle czy Marcel Łoziński.
Uroczystość wręczenia tradycyjnie odbędzie się podczas festiwalu SOLIDARITY OF ARTS. Każdy z laureatów nagrody otrzyma laudację, dyplom oraz statuetkę autorstwa gdańskiego artysty Mirosława Miłogrodzkiego, wykonaną przez pracownię baranska design. Wręczeniu nagrody towarzyszyć będzie debata laureatów, a także improwizacje muzyczne w wykonaniu Mikołaja Trzaski.
Neptun to nagroda przyznawana przez miasto Gdańsk polskim i zagranicznym twórcom, „których działalność nawiązuje do gdańskiej tradycji bądź współczesności, zaś ich dorobek pozostawia trwały ślad w historii miasta, wpisując się w wartości wolności i solidarności”.
Gdańsk to miasto pograniczne o trudnej i skomplikowanej historii. Czyżewski, pogranicznik z drugiego końca Polski, doskonale wie, jak trudna jest praca na rzecz łączenia przeszłości i teraźniejszości. To budowniczy mostów między narodami, nawet na najtrudniejszym terenie, człowiek, którego osiągnięcia w podtrzymywaniu więzi przeszłości z teraźniejszością, są nie do przecenienia. I za swoje umiejętności, za promowanie idei kultury zakorzeniającej, zapraszającej do współudziału, pomagającej w odnajdywaniu drogi do własnej tożsamości – został właśnie kolejny raz nagrodzony.
W ramach działalności Fundacji i Ośrodka wspólnie z pracownikami realizuje m.in. takie projekty, jak: Otwarte Regiony Europy Środkowo-Wschodniej, Środkowoeuropejskie Forum Kultury, Cafe Europa, Człowiek Pogranicza, Centrum Dokumentacji Kultur Pogranicza, Szkoła Pogranicza, Klasa Dziedzictwa Kulturowego, Camera Pro Minoritate. Był też koordynatorem wielu europejskich projektów dotyczących wielokulturowych regionów. Jest laureatem m.in. Nagrody im. Aleksandra Gieysztora, nagrody paryskiej „Kultury” za rok 1996, Nagrody im. Gabora Bethlena dla człowieka Europy Środkowej, Nagrody „Małego Berła Kultury Polskiej” przyznanej przez Jerzego Giedroycia w 1999 r., Medalu św. Jerzego przyznanego przez „Tygodnik Powszechny", Dyplomu Ministra Spraw Zagranicznych za wybitne zasługi dla promocji Polski na Świecie, Międzynarodowej Nagrody im. Aleksandra Langera, Nagrody Artystycznej Marszałka Województwa Podlaskiego (razem z żoną Małgorzatą). Ponad 10 lat temu otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
W ostatnich latach za swoją pracę nad polską pamięcią został uhonorowany w Izraelu prestiżową Nagrodą Fundacji Dana Davida (jako drugi – po Adamie Michniku – Polak uhonorowany tym wyróżnieniem, zwanym, nie bez kozery, „izraelskim Noblem”) oraz Nagrodą i Medalem Zygmunta Glogera, przyznawanym przez Społeczne Stowarzyszenie Prasoznawcze „Stopka".
Podczas wieczornej uroczystości w Gdańsku Krzysztof Czyżewski odczytał swój list do tego miasta.
Cóż to za miasto Gdańsk, z którego widać Sejny?! Gdyby było wielkie bogactwem, władzą i wyższością nad mniejszym, w żaden sposób nie byłoby zdolne dostrzec miasteczka na prowincji. Gdyby było samochwalcze i gloryfikujące homogeniczną czystość, tyłem odwracałoby się od pogranicza. Musiało tu zadziałać inne prawo, inne od zasad rządzących polityczną fizyką, koniecznością rynkową i hierarchią kulturalnego splendoru. Nie wywyższenie (siebie), a wzniosłość (ponad siebie) pozwala dostrzec małe, ludzkie, gościnne dla Innego…, a mówiąc językiem bardziej współczesnym: nie medialne, niszowe, pozbawione wartości marketingowej. Jeśli uznać umizgi do Wielkiej Liczby i wzgardę dla ludzi cichych oddanych pracy organicznej za oznakę współczesnego zniewolenia i społecznej atomizacji, wówczas zrozumiałym się staje, że Sejny widać jedynie z Gdańska wzniosłego wolnością i solidarnością.
Pogranicze w Sejnach znaczy tyle, co solidarność. Nie „pogranicze w ogniu”, choć historia nie szczędziła wojen i konfliktów tej ziemi, ale przestrzeń, w której granice biegną wewnątrz wspólnoty ludzi i natury, gdzie inność nie jest turystyczną egzotyką czy ideologicznym zagrożeniem, tylko codziennym sąsiedztwem. Stąd rzemiosło budowania mostów jest u nas w wysokiej cenie. Wolność była tu wywalczana i odzyskiwana od zewnętrznych zaborców i wewnętrznych reżimów. Nie da się jej jednak zamknąć w micie wolnościowym jednego narodu, bowiem obcuje z mitami wolnościowymi innych, które domagają się swojego miejsca i uszanowania.
Pogranicze uczy wolności solidarnej, trudnej i możliwej jedynie w międzyludzkiej tkance życia. Nie jest ona nikomu dana, nie ma swoich bohaterów na pomnikach, a być może w pełni nie jest nigdy osiągalna, ale ludzie pogranicza wiedzą, że ceną rezygnacji z dążenia ku niej jest utrata solidarności, co zawsze przekłada się na krótkotrwałe wzloty wolnościowe i długotrwałe zniewolenie.
Oto nasze sejneńskie gniazdo, pozostawione nam w spadku po jagiellońskiej Rzeczpospolitej, po ostatnich obywatelach Wielkiego Księstwa Litewskiego i tych pierwszych gospodarzach, dominikanach, którzy pomogli Żydom wybudować synagogę by miasteczko dobrze się rozwijało. To także, a może przede wszystkim spadek po ofiarach nieludzkich systemów społecznych, totalitarnych reżimów i konfliktów, w których człowiek innemu był wilkiem.
Z tego właśnie gniazda wzlatuje ptak, którego zobaczyłem po raz pierwszy słuchając muzyki gdańszczanina Mikołaja Trzaski, grającego w Sejneńskiej Spółdzielni Jazzowej razem z Orkiestrą Klezmerską Teatru Sejneńskiego niezwykły koncert, w którym pobrzmiewały echa tragedii wołyńskiej zestrojone z buntem wobec tych, którzy szydzą ze słabych i nie „naszych”. Zobaczyłem wtedy ptaka w locie między Sejnami a Gdańskiem. Leciał nad Polską z głębokimi bruzdami podziałów, nad krajem, w którym różnice zamieniły się w przepaście. Wydawało się, że tych podziałów nic już nie zdoła zasypać, bowiem przyczyną ich zaistnienia nie byli obcoplemienni wrogowie ani żadna zewnętrzna siła, lecz waśń rodzinna, siostrzana nienawiść, bratobójcza walka. A jednak lot tego ptaka zdawał się zszywać Polskę. Nie leciał wysoko, jak orzeł upajający się swoją wolnością, z głową w chmurach i ponad głowami innych. Nie poddawał się swawoli wiatru od stuleci skandującego „my Polacy, wolni ptacy”. To był lot synogarlicy, niski, bo ciężarny miłością i zaufaniem do ludzi. Leciała blisko każdego człowieka, jakby chciała wsłuchać się w jego los, niepowtarzalny. Swymi skrzydłami obejmowała każdego i potrafiła dostrzec męstwo nie tylko u tych walczących na barykadach, ale i u tych oddanych pracy organicznej, którzy łagodzą dzikość i okrucieństwo lawiny służbą społeczną, religijnością czynną i sztuką zaangażowaną. Czuła się związana krzykiem orła na wysokościach: „nie przebaczaj!”, ale sama szeptała: „nie wzlecisz, jeśli nie przebaczysz”. Nie stygmatyzowała ludzi łatwą, bo stroniącą od uderzenia się we własne piersi pieczęcią moralną, słysząc w duszy „płacz najczystszej litości, caritas”, czyniąc dobro i troszcząc się o jego zwycięstwo tu na ziemi, nie w niebie. Leciała nisko, bo współ-czuła i nad wolność indywidualną stawiała współ-istnienie. Może jej lot nie zachwycał romantycznym szaleństwem, ale za to znała tajniki kunsztu budowania tkanki łącznej. Nie godziła się na norwidowskie „w Polaku patriota jest olbrzym, a człowiek – karzeł”, rozumiejąc jednocześnie, że to nie gospodarka rynkowa i nie liberalna demokracja ukształcą w obywatelach Rzeczpospolitej człowieka-olbrzyma, a jedynie edukacja i kultura, które powinny być nierozdzielne jak prawda i piękno.
Widząc na okamgnienie lot synogarlicy nad Polską, między Sejnami a Gdańskiem, zrozumiałem, że był czas, kiedy potrzebowaliśmy solidarności by wywalczyć wolność, ale także i to, że poprzestanie na tym, to zatrzymanie się w pół drogi. Dzisiaj w wolnym i polskim mieście Gdańsk pytam, czy stać nas będzie na takie bohaterstwo, które zdobytą wolność przekuje w solidarność?
Krzysztof Czyżewski
Wszystkie komentarze