Czterej byli już policjanci (są na emeryturach mundurowych) odpowiadali za poświadczenia nieprawdy, przekroczenia uprawnień i pomocnictwa w oszustwie. W środę (26.07) Sąd Rejonowy w Białymstoku uznał ich za winnych większości zarzutów i skazał na kary od 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata do 1,6 roku w zawieszeniu na 3 oraz na grzywny od 2,5 tys. zł do 6 tys. zł. Zobowiązał ich też do częściowego naprawienia szkód towarzystw ubezpieczeniowych – muszą zapłacić każdemu z poszkodowanych po 1000 zł.
Wyrok nie jest prawomocny.
Ten proces toczył się przed białostockim sądem od lutego 2016 roku, ale sprawa jest dużo starsza, sięga przekrętów z lat 2002-2003. Wątek czterech policjantów to część jednego w wielkich śledztw dawnej Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. Rozpracowywała ona od 2006 roku grupę zajmującą się procederem fikcyjnych stłuczek. W tej sprawie przewinęło się ponad 100 podejrzanych, w części zapadły już prawomocne wyroki skazujące. Jak w przypadku nieżyjącego już policjanta o pseudonimie „Lonek”, będącego twarzą przestępczego procederu – to na niego powoływali się ci, którzy chcieli ugrać coś na sfingowanej kolizji.
Według śledczych procederem zajmowały się dobrze zorganizowane grupy przestępcze. Wykorzystywały obcokrajowców, np. Białorusinów, którzy godzili się na szybki nielegalny zarobek, likwidatorów towarzystw ubezpieczeniowych, współpracujących mechaników. Śledczy wykryli, że np. podstawione osoby kupowały w suwalskich komisach samochody starszych roczników, rejestrowały je na siebie, po czym natychmiast oddawały w użytkowanie organizatorom procederu. Dostawały za to średnio 500 zł.
Działali na kilka sposobów. Używali tych samych aut wielokrotnie – nawet pięć czy sześć razy – do fikcyjnych stłuczek. Pieniądze z pierwszego odszkodowania przestępcy przeznaczali na spłatę kredytu na kupno auta, kolejne były już czystym zyskiem. W ten sposób mieli „przebranżowić się”, gdy organy ścigania zabrały się za wyłudzanie odszkodowań za fikcyjne kradzieże aut i wywóz ich za wschodnią granicę.
Całe przedsięwzięcie nie mogłoby dojść do skutku, gdyby nie skorumpowani i nieuczciwi stróże prawa, których notatki służbowe uwiarygodniały przed ubezpieczycielem, że kolizja miała miejsce. Na ławie oskarżonych zasiedli czterej policjanci, którzy w latach 2002-2003 pracowali w sekcjach ruchu drogowego Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku i Komendy Powiatowej Policji w Bielsku Podlaskim: Waldemar W., Artur S., Andrzej B. i Seweryn J.
Śledczy zarzucili im 11 czynów. Sześć z nich dotyczyła przyjęcia korzyści majątkowej w zamian za poświadczenie nieprawdy w notatce służbowej. Łapówki były im wręczanie w kwotach od 100 do 1000 zł, zazwyczaj banknoty umieszczane były w dokumentach rejestracyjnych pojazdu. Takie działanie miało służyć przygotowaniu dokumentów, na podstawie których wyłudzano odszkodowania komunikacyjne w wysokości od kilkunastu do ponad 20 tys. zł.
Pięć zarzutów dotyczyło zdarzeń podobnych, choć bez przyjęcia łapówki. Sąd zakwalifikował je jako przekroczenie uprawnień funkcjonariusza publicznego, polegające na udzieleniu pomocy we wprowadzeniu w błąd pracowników firm ubezpieczeniowych, w zamiarze, by inna osoba dokonała czynu zabronionego.
Oskarżeni nie przyznawali się do winy, przekonując, że wypełniali swoje obowiązki zgodnie z prawem i w notatkach służbowych opisywali tylko to, co miało miejsce. Według świadków – poświadczali nieprawdę, a wręcz sami czasem wykazywali się inwencją, pozorując takie okoliczności stłuczki, które czyniły ją bardziej wiarygodną.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Ewa Dakowicz podkreślała, że policjanci dobrze wiedzieli, że sporządzają notatkę z fikcyjnej kolizji nie dla czyjejś przyjemności, tylko po to, by ktoś miał z tego korzyść majątkową. Takie zachowanie skutkowało naruszeniem interesu publicznego i prywatnego – firm ubezpieczeniowych. Prokurator żądał kar bezwzględnego wiezienia, ale sąd uznał, że nie ma potrzeby aż takiego dyscyplinowania oskarżonych.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze