– Ma się świetnie. No i dodatkowo przechodzi jeszcze lifting – żartuje w swoim stylu historyk Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego.
Choć z tym „ma się świetnie” to akurat nie żart. Kościół, mimo czterystu lat historii, prezentuje się okazale. Mimo, że dziś stoi w cieniu znacznie większej gabarytowo przybudówki z początku XX wieku. Tzw. czerwonej czy też dużej fary.
– Kościół jak mało który zabytek, a może i jedyny, pozwala przekrojowo opowiedzieć historię Białegostoku – opowiada historyk.
Faktycznie. To mała fara pozwala prześledzić dzieje naszego miasta.
– Stając przed kościołem można opowiedzieć o czasach sprzed budowy kościoła, o początkach miasta i o Raczkach-Tabutowiczach. Następnie o Wiesołowskich, którzy zbudowali pierwszy drewniany kościół po drugiej stronie dzisiejszego rynku, w rejonie klasztoru. Później o Piotrze Wiesołowskim młodszym, który w 1617 roku zaczął budować obecny kościół. Wreszcie o Janie Klemensie Branickim, który planował tu utworzenie mauzoleum rodzinnego. W 1861 roku młodzież gimnazjalna nadrukowała pieśń „Boże, coś Polskę”, którą odśpiewano podczas mszy. Przerażeni księża wyrywali wtedy wiernym kartki z pieśnią. Tu w 1897 roku odśpiewano kolędę „Bóg się rodzi”. Wreszcie na początku XX wieku do kościółka dobudowano dużą farę. To przykład na ciągłość Białegostoku – opowiada.
Historyk dodaje też, że aż by się prosiło, by to tu zaczynały się wycieczki prowadzące przez historię Białegostoku.
Odnalezione rzeźby, odkryte ikony, zapomniane domy... Nasze zabytki w jednym, grubym katalogu
Lechowski dodaje, że z zewnątrz kościół nie zdradza tego, co skrywa w środku. Ciekawostką jest późnorenesansowy portal wejściowy. Barok na zewnątrz nie jest nachalny. – To kościółek prowincjonalny, ale urokliwy – podsumowuje nasz rozmówca.
Za to wnętrza... Historyk w swej książce „Rynek Kościuszki” zwraca uwagę na tzw. monument serc Stefana Mikołaja Branickiego i Katarzyny Aleksandry Branickiej przeniesiony tu w poł. XVIII wieku z pałacowej kaplicy.
Po śmierci Jana Klemensa w innym monumencie umieszczono i jego serce. Pod charakterystyczna piramidą znajduje się łaciński napis, który po polsku głosi: „Najszlachetniejszego i Najjaśniejszego Jana Klemensa na Ruszczy i Branicach hrabiego Branickiego, kasztelana krakowskiego, hetmana wielkiego koronnego, na Tykocinie, Tyczynie, Choroszczy Pana i Dziedzica brańskiego, krośnieńskiego, bielskiego, mścibowskiego, bogusławskiego, kawalera orderów Rzeczpospolitej Orła Białego, Cesarstwa Rosji Świętego Andrzeja i Złotego Runa królestwa Hiszpanii. Męża pierwszego między najznakomitszymi w Rzeczpospolitej i ostatniego ze swojego znakomitego rodu herbu Gryf Branickiego SERCE. Pierwszemu Ojczyzny mężowi, rodu i całej Polsce ozdobie w małżeństwie z Elżbietą z książąt Poniatowskich zmarłemu, urodzonemu 21.7.1689 roku pochowanemu 9.8.1771 roku. Z żalem najdroższym, wdowa po nim, która go przeżyła, dla uszanowania zasług i uwiecznienia tej miłości i z szacunku, z relikwiami babki i ojca połączyła. Wystawiono w roku 1775.”
W kościele znajduje się też epitafium Izabeli Branickiej (sama Izabela pochowana jest w krypcie pod kościołem) oraz ozdobna ambona. W ołtarzu głównym z kolei znajduje się doskonały obraz Augustyna Mirysa ukazujący Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny.
– To jedno z najlepszych dzieł Mirysa – dodaje historyk. Wnętrze podsumowuje krótko: – Całość utrzymana jest w przepychu Branickiego.
Co o małej farze mówią zabytkoznawcy?
– To szalenie ważny obiekt – komentuje krótko Jarosław Chodynicki, prezes białostockiego oddziału Towarzystwa Opieki nad zabytkami.
Czterystuletni kościół – później oczywiście przebudowywany – należy do najstarszych zabytków w mieście. Intrygujących jest w nim wiele aspektów. To, jaki w ogóle jest. To, jak jest położony. To, że częściowo „wchłonęła” go nowa fara. No i intrygująca jest sama historia budowli. I to zarówno kościoła małego czyli „białego” jak i dużego – „czerwonego”. Stanowiący całość kompleks jest – obok pałacu Branickich, kościoła św. Rocha czy soboru św. Mikołaja – jedną z wizytówek Białegostoku.
Podlascy Tatarzy liczą na listę UNESCO
– Można dziś odnieść wrażenie, że mała fara zagubiła się nieco przy dużej, jest mniej wyeksponowana, mniej widoczna. Odbiera to jej nieco należnego miejsca wśród zabytków. Wiadomo, turyści prędzej pójdą do dużego kościoła. Ale nie można zapominać, jak istotną rolę mała fara odgrywa w historii Białegostoku – ciągnie dalej Chodynicki.
I – co ważne – dziś ciągle ma urok. Mimo innego otoczenia: jak to określa Chodynicki nieco pocztówkowatego rynku, nadbudówek na salkach katechetycznych za kościołem czy przerzedzonej zieleni od strony placu Jana Pawła II.
W ciągu ostatnich lat w małym kościele prowadzono prace związane m.in. z remontem ambony czy części ołtarza głównego. Również w tym roku mała fara przeszła lifting.
– Elewacje są dobite, zaatakowały je glony, niezbędny jest też remont cokołu – komentował na łamach „Wyborczej” Andrzej Nowakowski, wojewódzki konserwator zabytków, który sprawuje pieczę nad zespołem katedralnym.
Konserwator wyjaśniał, że w przypadku ścian kościoła oraz wieży ułożone są tynki wapienne, które nie zostaną zbite, a jedynie oczyszczone z zanieczyszczeń i glonów. Inaczej jest z cokołem.
– Tynki zostały zbite, w ich miejsce ułożone zostaną nowe, renowacyjne, by wyciągnęły z murów wilgoć – wyjaśniał dalej Nowakowski. Dodawał, że przy okazji sprawdzone zostanie też pokrycie dachowe wieży.
Remont kościoła odbywa się przy wsparciu z magistratu – radni zgodzili się, by parafię wesprzeć dotacją w wysokości 121 tys. zł.
Lechowski liczy, że kościół odzyska należyte miejsce w zabytkowej i turystycznej hierarchii.
– Dziś pozostaje w cieniu, powinien być zaś wisienką na torcie – kwituje.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze